![]() |
źródło |
Każdy kto czyta wie, że książki do czytelnika lgną. I nieistotny jest metraż, zasobność portfela, upodobania literackie, wiek, stan zdrowia. Nie, nie. To nie ma najmniejszego znaczenia. Książki zawsze znajdą sposób, by rozgościć się u czytelnika na regale. Jedną z dróg, jaką docierają, są różnego rodzaju promocje (obniżki, pakiety, dwie w cenie jednej, darmowa dostawa, wyprzedaże itp.), wobec których rzadko kto przejdzie obojętnie. No bo jak przejść, gdy taka okazja i takie ciekawe tytuły? Ech…. Inna okazja to wszelkiego rodzaju święta – Dzień Kobiet, Dzień Dziecka, święta Bożego Narodzenia, walentynki, imieniny, urodziny…. a to z życzeniami, przez ręce ciotki, a to w prezencie od mamy, a to od znajomych, którzy wiedzieli o jakiej pozycji się marzyło. Znacie to? Zapewne.
Nie to jednak mnie dziś frapuje. O wiele ciekawsze wydają mi się czynności, którym podlegają książki zaraz po znalezieniu właściciela. Pierwszą, która przychodzi na myśl, jest oczywiście lektura. To nie ulega żadnej wątpliwości. Po to książka została napisana, wydrukowana i kupiona, by została w przyszłości przeczytana. Ale, być może ku zdziwieniu wielu osób, są ludzie, których bardziej intryguje kolekcjonowanie, niż czytanie. Albo ich estetyczny walor. Albo jeszcze coś innego, o czym nawet nie mam pojęcia…
Pisanie po książkach dla wielu moich znajomych jest tematem tabu. No bo jak tak można? Pisać, bazgrać, podkreślać? Komu to potrzebne? No właśnie, komu? Ja, lepiej od razu wyjaśnię (żeby nie było, że jestem troglodytą!), że po książkach nie piszę. I nie dlatego, że uważam, że nie wolno, tylko uwielbiam zaznaczać interesujące fragmenty kolorowymi zakładkami, które nie tylko są użyteczne i wygodne, ale także dobrze wyglądają. Ułożyłem nawet własną teorię, która traktuje o tym, że im więcej zakładek, tym wartościowsza pozycja. Wracając jednak do tematu, nie czuję oburzenia wobec osób, które notują po książkach. Ich własność (i fizyczna, i intelektualna), więc mają do tego pełne prawo. A i ponowna lektura, jak mniemam, po latach może okazać się pełniejsza, bowiem nie tylko przyswaja się powtórnie wykreowaną przez autora rzeczywistość, odkrywając nowe płaszczyzny, ale konfrontuje się z własnymi myślami, wygenerowanymi kiedyś, co sprzyja sprawdzeniu zmian, jakie w nas zaszły (w postrzeganiu świata, systemie wartości itp.). To dopiero wyzwanie literackie!
O ile piszący po książkach spotykają się z moją aprobatą, to na czytelników zaginających rogi spoglądam złowieszczo. Żadne wytłumaczenia do mnie nie docierają, żadne racjonalne argumenty nie mają szans. I bez znaczenia czy tą karygodną czynność praktykuje ktoś na prywatnej własności, czy, publicznej. Takie zachowania są dla mnie niedopuszczalne. Tyle.
Było już zrozumienie, było niezrozumienie…. czas na zazdrość! Zazdroszczę wszystkim tym, którzy traktują książki jedynie w kategoriach przedmiotowych, nie przypisując im, jako rzeczom, żadnych wartości. Dla takich czytelników popisana okładka, rozdwojone brzegi, zagięty róg nie mają znaczenia. A u mnie? Każda, nawet najdrobniejsza skaza na książce, jest dużym kłopotem, bowiem przerywam co chwilę lekturę, przyglądając się powstałej wadzie tak, jakbym potrafił ją wzrokiem naprawić. Koszmar!