![]() |
źródło |
Podróże w czasie to temat, który coraz częściej zaczyna pojawiać się w literaturze. Bo kto nie chciałby przenieść się do przeszłości, by poznać sławne osoby, które już dawno umarły? Posłuchać na żywo sztuk przedstawianych przez samego Szekspira czy przejść się uliczkami XIX-wiecznego Londynu? To taka praktyczna lekcja historii, ale pełna niebezpieczeństw. A ty, odważysz się zaryzykować, by przeżyć coś niesamowitego?
Pierwsza część urwała się dosłownie w połowie, dlatego też niezwłocznie musiałam sięgnąć po Błękit szafiru. I tak jak w przypadku poprzedniego tomu wciągnęłam się od pierwszych stron. Sama nie wiem, co takiego jest w tych książkach, ale jak już zacznę czytać, to nie mogę oderwać się nawet na chwilę. Język autorki był lekki, dzięki czemu czytanie stało się błyskawiczne, a na dodatek wciąż coś się działo.
Pojawiło się także kilka nowych postaci. Szczególnie moją uwagę zwrócił Xemerius, którego główna bohaterka spotkała całkiem przypadkiem. Polubiłam go od pierwszej chwili. Miał takie poczucie humoru, że przy jego słowach nieraz wybuchałam śmiechem i nie mogłam się opanować. Był według mnie najlepszą postacią w tej książce.
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, to momentami irytowała mnie Gwen. To jej ciągłe powtarzanie, jaki Gideon jest cudowny. Czasami zachwycała się nim aż do przesady. Ale cóż się dziwić – to przecież typowa nastolatka. Chwilami nie byłam w stanie zrozumieć Gideona. Mówił jedno, robił drugie. Niekiedy zachowywał się nieco tajemniczo… Był tak zróżnicowaną postacią, że trudno było mi go rozgryźć. Nie wiedziałam, o co mu chodzi w danym momencie i dlaczego tak postępuje.
Dużym plusem jest także sam pomysł, czyli podróże w czasie. Dzięki temu można poznać kilka epok naraz, i to w jednej książce. Może i ten motyw jest coraz częściej stosowany, ale ja jak dotąd nie miałam styczności z podróżami w czasoprzestrzeni.
Jeśli chodzi o wątek romantyczny, to był znacznie bardziej rozwinięty niż w poprzedniej części. Muszę przyznać, że z wielkim zainteresowaniem śledziłam miłosne wzloty i upadki głównych bohaterów. To była taka słodka opowieść o miłości, która rozgrywała się w różnych epokach. A to dodawało jej pewnego uroku.
Podsumowując, Błękit szafiru to dobra kontynuacja trylogii. Nie brakuje w niej akcji, miłości i oczywiście niebezpiecznych wypraw. W moim mniemaniu jest jeszcze lepsza od Czerwieni rubinu – a to ze względu na nowe postacie i większą ilość akcji. Może nie jest to jakieś wybitne dzieło, ale czyta się naprawdę przyjemnie. Jak już się zacznie, to aż trudno przerwać lekturę, bo tak bardzo wciąga. Jestem bardzo ciekawa ostatniego tomu i już nie mogę się doczekać, aż go poznam. A wam chętnie polecam tę książkę. Jest naprawdę dobra!