był miesiącem Michaela Fassbendera. To w tym czasie w naszym kraju ukazały się
aż trzy filmy, w których ten znakomity aktor odegrał główną rolę. Który z nich
okazał się najlepszy i wylądował w comiesięcznym zestawieniu Perełek?
![]() |
źródło |
Życie Steve’a Jobsa ukazane poprzez
trzy przełomowe konferencje w 1984, 1988 i 1998 roku. Film przedstawia miejsca, w
których tworzyły się podwaliny współczesnej elektroniki i najnowszej
technologii. Zobaczymy, jak Jobs podejmował walkę z czasem, abyśmy dzisiaj
mogli korzystać z rozwiniętej technologii komputerowej. Poznajemy mężczyzny także
jako wyrodnego ojca i kapryśnego podwładnego.
kolejny projekt oparty o życie współzałożyciela Apple. Ale wystarczy tylko rzut
oka na obsadę i twórców filmu, aby być pewnym jego jakości. Za scenariusz filmu
odpowiedzialny jest Aaron Sorkin (m.in. The
Social Network), reżyserią zajął się Danny Boyle (szkoda, że jednak nie
David Fincher, który początkowo miał się do tego zabrać), a przed kamerą pojawiają
się Michael Fassbender, Kate Winslet i Jeff Daniels.
przede wszystkim popis Sorkinowskiej precyzji. Zamiast odhaczać kolejne fakty z
życia Jobsa (jak w każdym złym filmie biograficznym), prezentowane są tylko
kulisy trzech kluczowych dla życia mężczyzny konferencji. Z drugiej strony,
trochę nierealne wydaje się, że najważniejsze momenty w jego życiu dzieją się w
ciągu kilkudziesięciu minut, podczas których styka się on z najistotniejszymi
dla niego osobami. Mimo wszystko jest to bardzo udany zabieg, który wymaga
dla scenarzysty sprawności w lawirowaniu między kolejnymi płaszczyznami
czasowymi. Film pełen jest szybkich, inteligentnych wymian zdań; ogląda się go
bardziej jak thriller niż typowy dramat biograficzny.
pod względem fizycznym, znakomicie radzi sobie z rolą Jobsa. Obdarza bohatera
charyzmą i świetnie niuansuje jego zachowanie, nie pozwalając się jednoznacznie
zaszufladkować. Nie można oderwać oczu także od drugiego planu w postaci Kate
Winslet, Jeffa Danielsa, Michaela Stuhlbarga, a nawet Setha Rogena.
![]() |
źródło |
Mihai Comănoiu, Toma Cuzin
Wołoszczyzna, 1865 rok. Dwóch jeźdźców
przejeżdża przez wyjałowioną przestrzeń. To lokalny policjant Constandin i jego
syn. Razem szukają zbiegłego „cygańskiego niewolnika”, który uciekł od jednego
ze szlachciców i podejrzany jest o kradzież. W czasie wędrówki spotykają ludzi
różnych narodowości i wyznań: Rumunów, Turków, Rosjan, chrześcijan i żydów.
Wszyscy pielęgnują w sobie przesądy i zabobony przekazywane z pokolenia na
pokolenie.
prawdziwa perełka i niesamowicie ciekawe połączenie – czarno-biały komediodramat
westernowy (czy raczej easternowy) rozgrywający się w XIX-wiecznej Rumunii. Filmy
z rumuńskiej Nowej Fali przyzwyczaiły nas do wysokiego poziomu, ale Radu Jude
tym razem zerwał z poetyką realizmu. Aferim!
to film drogi zabierający nas do czasów XIX-wiecznej Europy Wschodniej,
postrzeganej nie tylko jako obszar geograficzny. Reżyser portretuje ówczesną
społeczność, ukazując jej mentalność – wiarę w przesądy, skrajną nietolerancję
czy surowe pojęcie sprawiedliwości. Ujmuje rasistowskie żarty w nawias
komediowej konwencji. Dzięki zrezygnowaniu z poważnego tonu nakłania widzów do
refleksji nad tematami tabu i uwodzi drobiazgowo stworzonym światem.
Rumunii w walce o Oscary, zdobył także wcześniej Srebrnego Niedźwiedzia na
festiwalu w Berlinie.
![]() |
źródło |
Tajemnicza informacja dotycząca
przeszłości Jamesa Bonda kieruje go na trop niebezpiecznej organizacji WIDMO.
Gdy M toczy polityczną walkę o przyszłość MI6, agent 007 odkrywa straszną
prawdę o najbardziej wpływowej instytucji przestępczej świata.
zebrało mieszane opinie wśród widzów i krytyków, głównie dlatego, że nie jest
tak świetne jak Casino Royal czy Skyfall. To jednak wciąż udane
zwieńczenie serii filmów o Bondzie z Danielem Craigiem w głównej roli.
scenami akcji. Najlepsza jest zdecydowanie początkowa sekwencja nakręcona w
jednym długim ujęciu. Dobra, dynamiczna muzyka podkreśla intensywność tych
scen. Główna intryga pozbawiona jest wielkich dziur logicznych, choć nie
każdemu spodoba się sposób jej przedstawienia. Przeszkadza trochę
niewykorzystanie w pełni dobrych aktorek (zwłaszcza szybko znikającej Moniki
Bellucci) oraz kiepskie partie dialogowe, ale Spectre to film przyjemny i
bezbolesny w odbiorze. Tylko tyle i aż tyle.