
![]() |
źródło |
Kiedy zwykły dzień, zwykła noc, zwykła rozmowa przeradzają się w problem nie do rozwiązania… Zastanawiamy się, a co by było, gdyby… Gdybym nie podpisała tej karteczki. Gdybym z nim nie flirtowała. Gdybym się nie uśmiechnęła. Gdybym nie zgodziła się… Te i wiele innych gdybań doprowadziły do tragedii. Psychodelicznej tragedii. Tak zwanego syndromu sztokholmskiego!
Tytuł: Konsekwencje pożądania
Autor: Aleatha Roming
Wydawnictwo: Pascal
Claire pracuje w podrzędnym barze, gdzie serwuje drinki i kartę dań. Pracuje pilnie, lubi to, co robi, i cieszy się, że w ten sposób może spłacić swój kredyt studencki. Niestety, wolałaby pracować w zawodzie, ale cieszy się z tego, co ma. Do momentu gdy… zostaje porwana. I to byłby niezły początek kryminału, gdyby nie obyczajowość całej historii. Młoda kobieta zostaje zamknięta w pięknym apartamencie, w którym jej „pracodawca” ją zgwałcił, pobił i wymaga coraz więcej usług.
Powiem szczerze, że od samego początku aż ciarki mnie przechodziły i mówiłam sobie w duchu: jaka ona jest głupia. Potem, że zdesperowana, a na końcu jednak, że brak jej piątej klepki. Te uczucia opętywały mnie jak kula śnieżna. Jak – na litość boską – ona mogła robić takie rzeczy, z o tyle lat starszym (ponad facet i czterdzieści lat) od niej mężczyzną i nie czuć ani przez chwilę, że coś jest nie tak, by po prostu zwiać. Przerażenie, strach, manipulacja uczuciami. To wszystko znajdziecie w tej powieści.
Bohaterowie. Oj, to jedna wielka mieszanka emocjonalna. Dziewczyna zachowuje się jak mała, zraniona dziewczynka. Ma co prawda swój charakterek, ale rzadko z niego korzysta. Uczy się i szufladkuje wspomnienia, aby kiedyś je otworzyć i pokazać, kto tu rządzi. Ale czy na pewno? Tony. Ten to ma tupet. Manipulator doskonały, a przy okazji korzysta ze zdobyczy na każdy możliwy sposób. Jego cel uświęca środki. Do bólu. Dosłownie.
Przyznam, że pod koniec miałam ochotę zdzielić Claire wielką patelnią, by oprzytomniała. Pozwoliła na to, żeby ktoś tak ją traktował. Niezrozumiałe i psychodeliczne! Tony’ego znienawidziłam od samego początku. Tego to bym wszystkim zdzieliła. Tak mnie irytował i po trzystu stronach miałam dość wszystkiego, ale musiałam się dowiedzieć, jak się to skończy i… skończyło się tak, że czekam na kolejny tom, by przywalić w końcu tą patelnią jednemu lub drugiemu.
Polecam i nawołuję, aby każdy dowiedział się, czym jest ten cały syndrom sztokholmski i jak może się zakończyć, kiedy oprawca ma jeszcze jeden dodatkowy, ukryty plan wobec swojej ofiary. Przyznaję z całą szczerością w sercu, że albo pokochacie, albo znienawidzicie tę książkę. Ja tak ją polubiłam, że z niecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy. Do głosu dochodzą kobiece pierwiastki i wołają: do boju Claire! Czy brzmię wystarczająco zachęcająco, byście w porywie natchnienia bibliofila sięgnęli po tę powieść?