![]() |
źródło |
Spodobał mi się zabieg, który zastosowała autorka na samym początku książki. Cała historia to… opowieść, którą snuje dwoje starszych ludzi. Mówią o sobie, o tym, jak się poznali i jak rozwijała się ich znajomość, aż do momentu, w którym zrozumieli, że to nie jest przyjaźń – to JUŻ jest kochanie… Taki wstęp sprawił, że poczułam się tak, jakbym jako mała dziewczynka siedziała na kolanach dziadka i wsłuchiwała się w to, co szepcze mi na ucho. Bajeczne!
Teraz trochę o bohaterach, którzy są ciekawi, bo niezwykle różni. Antek to typowy facet, który może wszystko. Niespecjalnie interesuje się Natalią – ta zdaje się mu przeszkadzać, mimo że nie robi nic, co mogłoby go w jakiś sposób zdenerwować. Dziewczyna jest bardzo wrażliwa, skryta, ale silna. Potrzebuje kogoś, kto się nią zaopiekuje i spędzi z nią choć odrobinę czasu. I trudno się jej dziwić – straciła matkę, a po ojcu ani śladu… Musi zatem przystosować się do nowego środowiska, do którego bądź co bądź nie pasuje, i nauczyć się żyć nieco inaczej. Tony jej tego nie ułatwia. Do czasu.
Muszę przyznać, że początkowo Antek bardzo mnie irytował. Wydawał się taki… sztuczny i pusty. Sądziłam, że przyjdzie mi aż do końca czytać o tym, jakim to on nie jest wspaniałym chłopakiem. Żenada. Na szczęście moja irytacja zaczęła słabnąć i słabnąć, aż w końcu zamieniła się w szczerą sympatię. Pomyślałam sobie: no, w końcu się ogarnął! i cieszyłam się w duchu, że być może okaże się nawet przyjazny. Nie pomyliłam się. Rzeczywiście się „ogarnął”. Mało tego – I TO JAK! Stał się troskliwy i kochający, a Natalia… Cóż, ta to dopiero pokazała, na co ją stać. Zdaję sobie sprawę z tego, że najczęściej nieśmiałe osoby prędzej czy później pokazują pazurki, ale – uwierzcie mi – nie spodziewałam się czegoś takiego. Prawdziwa dzikuska. Co ja mówię – dzikuska i dzikus!
Agnieszce Lingas-Łoniewskiej udało się stworzyć historię, która nie nuży czytelnika, wręcz przeciwnie – pobudza go niczym dobra kawa o poranku (wiem, co mówię, bo czytałam tę książkę w autobusie o 6.00 rano!). Potrafi sprawić, że będziemy jej łaknęli, a po skończeniu błagali o więcej. Nie wiem, jak jest w przypadku innych książek tej autorki, ponieważ, jak już wspomniałam, ta jest pierwszą, po którą sięgnęłam, mam jednak nadzieję, że są równie dobre. Z przyjemnością je przeczytam, tak żeby poznać styl naszej rodzimej pisarki, która udowadnia, że polskie książki również są bardzo dobre i warte uwagi – trzeba tylko ją na nie zwrócić, a nie błądzić w chaosie samych tłumaczeń, te umiejętnie omijając.
Autorce zdecydowanie nie można zarzucić braku talentu i literackiego polotu. Wie, gdzie postawić przecinek (nie dosłownie, bo przecież nie nad interpunkcją się rozwodzę), jak poprowadzić wątki, żeby składały się w dopracowaną całość, i jak zaciekawić czytelnika, który z pewnością ma ogromne wymagania co do książki reprezentującej powszechnie znany i lubiany gatunek. To duże wyzwanie dla autora: napisać coś, co nie będzie zaledwie kopią tego, co już dawno pojawiło się na rynku wydawniczym. Lingas-Łoniewskiej się to udało, czego jej serdecznie gratuluję.
Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale w każdej recenzji rozwodzę się nad głębszym sensem każdej książki, którą miałam okazję przeczytać. Zastanawiam się, co wniosła do mojego życia, czy w jakiś sposób na mnie oddziałała… Coraz częściej dochodzę do wniosku, że chyba nie sposób mnie NIE zadowolić, a trzeba przyznać, że mam dość specyficzny gust czytelniczy. Dziwnym trafem cenię sobie każdą książkę, którą czytam, i staram się w każdej zauważyć co najmniej kilka zalet i jakieś wady – bo nie ma takich bez wad. Niemal wszystkie coś po sobie zostawiają. Wywołują emocje (te złe i te dobre), wpływają na nasze postrzeganie świata. Wielu twierdzi, że trudno mówić o jakimkolwiek sensie powieści New Adult. Ot, takie czytadła. A jednak. Gdyby były to zwyczajne „czytadła”, nie cieszyłyby się taką popularnością wśród czytelników. I to nie tylko młodzieży, bo czytają je nawet osoby po czterdziestce.
Każda powieść o czymś mówi. I nie jest to tylko banalna historyjka ze szczyptą seksu. W przypadku Jesteś moja, dzikusko była to niesamowita relacja dwóch skrajnie różnych osób, które pod wpływem uczuć stają się dla siebie kimś więcej, a nie tylko złem koniecznym, jak wydaje się na początku. Osamotniona dziewczyna i dziwny chłopak… Dziwne? Niekoniecznie.
Autorka udowodniła, że ze zwykłego szablonu można stworzyć coś ciekawego. Z pozoru lekka opowieść staje się emocjonalnym rollercoasterem, w dodatku ubarwioną wątkami sensacyjnymi! Będziecie zadowoleni z tej lektury. Zachęcam was do sięgnięcia po tę książkę. Ja już biegnę do biblioteki po pozostałe powieści Lingas-Łoniewskiej. Najwyraźniej potrzebowałam porządnego wstrząsu, żeby to w końcu zrobić.