Jeśli właśnie teraz masz poczucie nienasycenia i takiego wewnętrznego bezsensu, to może warto coś zmienić. Zmień fryzurę, styl ubierania się, a może nawet pracę i znajomych. Nie zawsze nasze otoczenie nam sprzyja, wręcz przeciwnie – znacznie częściej jeszcze bardziej nas dołuje. Idź na imprezę i dobrze się zabaw, najlepiej gdzieś dalej, tak żeby nikt cię tam nie znał. Wymyśl siebie na nowo i zobacz, jak to jest cieszyć się codziennością.
Ale potem znowu nadchodzi ponura rzeczywistość… I co dalej? Przecież nie da się co tydzień zmieniać fryzury czy pracy. Tutaj potrzeba czegoś lub kogoś, co/kto na stałe zmieni twoje życie. (To chyba jest najbardziej kontrowersyjny i bezładny artykuł, jaki napisałam…). Czy ktoś już się domyśla, co chcę napisać? No pewnie, że nie. No bo ja tutaj zmierzam do tego, że potrzebny nam jest Bóg. Wszechmocny, który nada naszemu życiu sens i pokaże konkretny sens. I wtedy codzienność nie będzie już przykrym i męczącym obowiązkiem. Co to ma wspólnego z Essentią i książkowo-kulturowymi tematami? Kompletnie nic. Ale czuję potrzebę podzielenia się z wami ciekawą historią… Czekajcie na kolejny zaskakujący tekst! A jeśli doczytaliście do tego momentu, to wielkie gratulacje, bo naprawdę nie wiem, czy to, co napisałam, brzmi dość sensownie.