Kocham tę książkę, bo jej nienawidzę – a nienawidzę, bo kocham. Trudno powiedzieć po prostu, że mi się podobała, gdyż dotarła do tej sfery mojej emocjonalności, której wolałabym nie drażnić. Wszystkie jasne miejsca sprawiają, że po lekturze rozpadasz się na kawałki, jesteś zdruzgotany i nie możesz uwierzyć, że to już koniec. Po prostu nie dociera do ciebie, że to rzeczywiście się skończyło, że musisz rozstać się z jej bohaterami – w dodatku w ten sposób.
To nie twoja wina. A odczuwanie przykrości to strata czasu. Trzeba tak przeżywać życie, żeby nie musieć za nic przepraszać. Najłatwiej jest od początku do końca postępować właściwie, wtedy nie ma czego się wstydzić i za co przepraszać.
Wyrzuć to z siebie (…). To wszystko, co w sobie dusisz (…). Nie zamykaj się w sobie. – Tam, dokąd nie będę miał wstępu.
(…) to miasto z góry lepiej się prezentuje, ludzie wydają się ładniejsi, a najgorsi wyglądają niemalże na dobrych.
Powieść jest stworzona tak dobrze, że czasami miałam wrażenie, że nie powinnam znać jakiegoś szczegółu z życia głównych bohaterów. Wszystko wydawało mi się bardzo osobiste i prawdziwe, jakbym nie czytała o ludziach istniejących w wyobraźni autorki, ale obserwowała zdarzenia nieprzeznaczone dla mnie. Jednocześnie nie miałam ochoty przestawać, każda przerwa od czytania była wypełniona myślami o tej książce. Można powiedzieć, że Wszystkie jasne miejsca mną zawładnęły, przejęły kontrolę nad moim umysłem. Zawdzięczam to na pewno genialnej kreacji bohaterów i znakomitym portretom psychologicznym, nie tylko głównych postaci, ale też osób w ich otoczeniu.
Jak Jennifer Niven pisała w tekstach „Od autorki” i w „Podziękowaniach” (nawiasem mówiąc, nigdy nie czytam tych fragmentów książek, jednak w tym przypadku zrobiłam wyjątek – nie mogłam uwierzyć, że to już koniec, nie chciałam, by tak było), skrupulatnie przygotowała się do napisania akurat tej powieści, rozmawiając z osobami po próbie samobójczej, chorymi na depresję czy inne choroby psychiczne. Ponadto sama żyła z podobną „łatką”, a bliscy jej ludzie zniknęli w tragicznych okolicznościach. Być może dlatego czuć pewną intymność historii, gdyż można ją potraktować jako swego rodzaju zwierzenie autorki.
Największym problemem ludzi jest to, że zapominają, iż najczęściej liczą się właśnie drobiazgi. Wszyscy są tak bardzo zajęci czekaniem w Poczekalni. Gdybyśmy zatrzymali się na chwilę i uświadomili sobie, że istnieje coś takiego jak Purina Tower i taki widok jak ten, bylibyśmy szczęśliwsi.