
Colleen Hoover wraca z kolejną powieścią. Dla spragnionych stylu autorki to doskonała wiadomość, ale i delikatny szok. Wszak Hoover odchodziła raczej od mrocznych klimatów. Layla jest inna – nie tylko pod względem tematyki. Ale po kolei…
Tytuł: Layla
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Bestseller
Na drugi raz będę musiała wstrzymać się z pewnymi osądami, dopóki nie będę ich pewna. O czym mówię? Otóż jakiś czas temu, w recenzji Coraz większy mrok, ogłosiłam „przełom” w twórczości Hoover. Dlaczego? Sądziłam bowiem, że autorka ta przełamała znacznie więcej konwenansów, niż mogłoby się wydawać z perspektywy całego jej pisarstwa. Rzeczywiście, powieść ta była w pewnym sensie inna, odważniejsza. Jednak po lekturze Layli wiem już, że muszę swoje słowa sprostować.
Gdybym przeczytała Laylę wcześniej niż Coraz większy mrok, z pewnością uznałabym za ten przełom w twórczości Colleen Hoover właśnie ją. Layla bowiem odbiega od standardów (jakiekolwiek by one były) przyjętych w pozostałych książkach autorki. Hoover słynie z romansów przeplatanych erotyką, przyprawionych znaczną ilością namiętności, ale i okraszonych emocjonalnością, jakiej nie poszczyciłby się początkujący pisarz. Sposób, w jaki posługuje się słowem, „manipuluje” czytelnikiem i buduje atmosferę tajemniczości (i napięcia, rzecz jasna!), przekonuje nas, że mamy do czynienia z autorką świadomą i odpowiedzialną. A takich właśnie, wśród wielu (często niedoświadczonych i myślących o literaturze zero-jedynkowo), poszukujemy.
Historia przedstawiona w książce – pozornie prosta i sztampowa – okazuje się drogą, którą pokonujemy, aby poznać siebie: wraz ze swoimi mocnymi i słabymi stronami. Podobnie jak w Coraz większym mroku, śledząc losy bohaterów mknących w nieznane, dowiadujemy się jednocześnie, JAK BARDZO skomplikowane potrafi być życie. Ile o nim jeszcze nie wiemy. I ile… nie chcemy wiedzieć.
Powieść czyta się tak, jakby się przez nią płynęło. Napięcie i mrok, które aż wylewają się z każdej strony, sprawiają, że nie wyobrażamy sobie przerwania lektury. Polecam ją zatem, poza stałymi czytelnikami i czytelniczkami Hoover, osobom, które uwielbiają nie wiedzieć, nie być pewnym, domyślać się, a nawet troszkę bać. To doskonały thriller z dopełnieniem w postaci romansu, albo romans i thriller w jednym. Punkt widzenia zależy od punktu… czucia. Czucia języka, czucia historii i tego bolesnego ukłucia, które sygnalizuje koniec przygody.